sobota, 26 kwietnia 2014

O nowoczesności i archaiczności



Z zainteresowaniem śledziłam dyskusję na temat darmowego podręcznika, który lansuje rząd. Zaznaczam, że jestem zwolenniczką darmowych podręczników, lecz zupełnie nie rozumiem procedury jaką przyjęto do realizacji projektu i kosztów jakie ta procedura ma podobno wygenerować.

Nie o tym jednak chcę pisać. Po pojawieniu się pierwszej części podręcznika pojawiło się mnóstwo krytycznych uwag. Mnie najbardziej rozbawiła uwaga, że w książce za dużo treści związanych z miastem. 60 procent dzieci mieszka na wsi i ma podobno z powodu podręcznika nabawić się kompleksów...
Cóż, może powinno się zakazać emitować filmów, których akcja dzieje się w kosmosie, bo 100 procent dzieci mieszka na ziemi i może przez to mieć poczucie niższości?

Podręcznik to książka dla dzieci i tworząc ją trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, w jaki sposób można najłatwiej dotrzeć do wyobraźni młodego człowieka, jak przyciągnąć jego uwagę jednocześnie przekazując mu ważne treści. Każdy pisarz tego typu książek musi spróbować zrozumieć jak działa wyobraźnia współczesnych dzieci.
Czasem powracają do mnie wspomnienia z dawnych lat ( na szczęście dość rzadko). Wtedy trzeba było nam tak niewiele – patyk zamieniał się w szpadę, kartonowe pudełka w twierdzę, ten zaś, komu rodzice zafundowali np. czapkę czołgisty stawał się królem osiedla.
Obawiam się, że współczesne dzieci postrzegają świat zupełnie inaczej. Mają do dyspozycji dużo bogatsze tworzywo dla wyobraźni, dużo większą wiedzę, dużo większe możliwości kreacyjne. Myślą szybciej, szybciej oceniają. Podejrzewam, że świat dla nich jest zbiorem całkowicie innych elementów niż wydaje się to przedstawicielom mojego pokolenia.
Aby dotrzeć do współczesnych młodych ludzi trzeba się nauczyć posługiwać ich językiem i sposobem myślenia. Narzucanie im rozwiązań sprzed dziesięcioleci jest skazane na klęskę.

Darmowy podręcznik ma wiele wad, jednak lobbyści związani z wydawnictwami oferującymi płatne podręczniki ich nie wskażą, bo takie same błędy powielają lansowane przez nich dzieła.
Pierwszy i najważniejszy – sposób przekazywania treści ma charakter statyczny. Książka dla współczesnych dzieci musi być dynamiczna, pełna ruchu, wiercenia się. Z tej najzwyczajniej wieje nudą i nie chce się otworzyć następnej strony...
Drugi – narzucanie dzieciom świata znanego autorom podręcznika – mamy więc sztampowe ptaszki z nieśmiertelną sójką, której 99 procent ludzi nie widziało na oczy i wiecznie żywego Reksa.
Trzeci – infantylna dosłowność szaty plastycznej podręcznika.
To z pewnością nie jest książka na miarę naszych czasów. Po raz kolejny nie wyszło.

Myślę, ze pisarz może i powinien kształtować wyobraźnie czytelnika, jednakże punktem wyjścia w jego pracy powinno być znalezienie wspólnej płaszczyzny pomiędzy dziełem a czytelnikiem. Jeśli tej płaszczyzny nie ma, to czytelnik utwór odrzuci.
Autor oczywiście może pisać książki tylko dla siebie, jego prawo. Zwykle jednak w każdym jest ta odrobina próżności, żeby zawładnąć umysłami innych. Ostatnio usłyszałam, że jeden z uczniów gimnazjum, dzięki Miśkowi napisał pierwszą w życiu rozprawkę i dzieje małego smakosza pozwoliły mu łatwo obronić tezę postawioną na wstępie pracy... Naprawdę nie ma autorów odpornych na takie opowieści.
Szkoda, że mam uraz do publikowania czegokolwiek.
Ale... Jeszcze ktoś kilka razy poskrobie moją próżność... Czy bylibyśmy interesujący bez naszych słabości?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz