środa, 17 kwietnia 2013

Fascynacja i rozczarowanie





Niektórzy twierdzą, ze każdy tekst może zostać zapisany na tysiąc sposobów. Podobnież mówią, że nie ma ludzi niezastąpionych.
Niestety, takie głębokie mądrości w zderzeniu z rzeczywistością czasem mogą wydawać się jedynie rozpaczliwym usprawiedliwieniem dla przyzwolenia na obniżanie lotów.
W liceum wpadł mi w ręce zbiór opowiadań argentyńskiego pisarza Jorge Luisa Borgesa. Pamiętam beżową okładkę ze złotymi wytłoczeniami (mogę ją tylko pamiętać, gdyż tę książkę ktoś ode mnie pożyczył i potem, jak to w takich przypadkach bywa, rozpłynęła się w niebycie). Któregoś wieczora otworzyłam ją z dużą rezerwą, próbowałam bowiem wcześniej czytać prozę iberoamerykańską i, szczerze mówiąc, działała na mnie dość nasennie.

Zaczęłam od jednego z najkrótszych opowiadań - "Dom Asteriona".
"Wiem, że pomawiają mnie o pychę, o mizantropie, a może i o szaleństwo." - czytałam z coraz większym zdumieniem. Tekst miał bowiem niezwykły rytm i melodię. Perfekcyjny dobór słów i znaczeń sprawiał, że opowieść zaciekawiała i z niecierpliwością chłonęło się następne zdania. A na koniec przewrotna pointa. Po prostu wielkie zauroczenie.
To niewątpliwie jeden z tekstów, które mogą wywoływać dreszcze na plecach czytelnika. U mnie wywołał.
Po latach sięgnęłam po opowiadania Borgesa w innym wydaniu. Chciałam znów zatopić się w niezwykłych zdaniach i znaczeniach, i... rozczarowanie. Tekst brzmiał straszliwie.
"Wiem, że oskarżają mnie o pychę, i być może o mizantropię, i być może o szaleństwo." Niby to samo, ale melodia gdzieś uleciała, rytm stracił swą regularność, a dziwaczna interpunkcja odwróciła uwagę od treści. Potem już było gorzej. Nie ma zupełnie znaczenia, że nowa wersja opowiadania, być może, była wierniejsza wobec oryginału i realiów historycznych. W tej wersji, którą czytałam jako pierwszą jeden z bohaterów używał np. szpady z brązu, co oczywiście nie mogło mieć miejsca. W drugiej zaś używa prawidłowo miecza.
W rzeczywistości takie szczegóły nie mają najmniejszego znaczenia, gdyż utwór nie jest dziełem historycznym i autor jedynie wykorzystuje antyczną anegdotę do przedstawienia refleksji nad naturą ludzką. Jest to studium samotności i wyalienowania. Oczywiście bardzo uproszczając interpretację.
W każdym razie miałam to szczęście, że pierwsze moje zetknięcie z Borgesem odbyło się za pośrednictwem Zofii Chądzyńskiej, niezwykłej, piekielnie inteligentnej i utalentowanej kobiety, która perfekcyjnie operowała słowem i potrafiła odczytywać najmniejsze nawet niuanse znaczeniowe. Spójrzmy na przykład na określenia jakie używane są w odniesieniu do osoby, która zabije Asteriona. W tym gorszym, według mnie, tłumaczeniu ma być on "odkupicielem" i "zbawcą". U Chądzyńskiej, to jedynie "ktoś, kto mnie wyzwoli", "wybawiciel". Niewielka różnica? Może. Taka jak między "zbawieniem", a "końcem cierpienia".
Pisanie nie jest prostą sztukę. Nie jest prawdą, że każdy w piórniku nosi pióro noblisty. Są ludzie, którzy dostali od losu więcej niż inni i stali się prawdziwymi czarnoksiężnikami. Inni zaś dostali nadmiar ambicji, za to mało magicznych mocy. Bywa, że są głośniejsi i bardziej przebojowi. Nie potrafię jednak wyobrazić sobie kogoś, kto fascynuje się krzykiem. Za to magia... Czarowanie jest fajne.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz