zdj. okładka książki o sile słów, premiera - wakacje
Czasem niemiłe sytuacje pojawiają się
seryjnie, a potem znów wszystko staje się bardzo optymistyczne.
Niektórzy twierdza, że tę zmienność losu opisuje astrologia.
Możliwe.
Maj nie jest moim przyjacielem,
przynajmniej zgodnie z zasadami rządzącymi horoskopami, tymczasem w
tym roku...
Blogerka Diunam napisała na swoim blogu Śladami książki wyjątkowo miłą
recenzję mojej książeczki „Misiek i fałszerze czekolady”.
(Serdecznie pozdrawiam).
Jest jedno spostrzeżenie w tej
recenzji, które sprawiło mi szczególna przyjemność. Autorka
wskazuje, że powieść jest napisana prostym językiem.
Jest taka scena w filmie "Wielki Szu", kiedy
Nowicki, grający króla szulerów, mówi, że całe życie uczył swoje ręce
niezgrabności. Po co? Aby inni uwierzyli, że można z nim wygrać...
Z pisaniem jest tak jak z grą w
pokera, aby odnieść sukces, ktoś musi uwierzyć w opowiadaną
historię. Jednym z elementów jej uwiarygodnienia jest właśnie
sposób w jaki jest zapisana. Im prościej, tym czytelnik więcej
uwagi może poświęcić opowieści. Kiedy nie brnie w meandry
mądrych i skomplikowanych zmian, łatwiej jest mu odczuć emocje
bohaterów i zbudować w swojej wyobraźni świat, w którym się
poruszają.
Minimalizm języka, minimalizm
narracji. To styl czasów, kiedy czytelnik widział i często wie
więcej od autora.
Taki styl pisania niesie z sobą pewne
niebezpieczeństwo. Niektórym wydaje się, że coś, co jest prosto
napisane, jest mało wartościowe. Mało tego, wielu się wydaje, że
skoro tak łatwo się czyta, to łatwo to napisać i każdy może
zrobić coś podobnego.
Spotkałam wielu redaktorów, którzy
tak myśleli. Żaden z nich nie przejdzie do historii literatury.
Nie ma nic prostszego niż pisanie
napuszonych zdań, naszpikowanych imiesłowami i mądrymi, acz rzadko
używanymi pojęciami. Zdań wielokrotnie złożonych z wtrąceniami,
które mają świadczyć o niezwykłym intelekcie autora. Opisów,
które mają onieśmielać erudycją twórcy... Każdy przecież ma
swojego narcyza za kołnierzem...
Ale można też tego narcystycznego
despotę poskromić i pisać w taki sposób, żeby to czytelnik
poczuł się erudytą i ważnym elementem procesu twórczego stała
się jego wyobraźnia.
Niewiele osób zdaje sobie sprawę
jakie to jest skomplikowane. Ile cierpienia trzeba włożyć w
napisanie książki, którą się łatwo czyta... To wcale nie jest
górnolotne przelewanie na papier co tam w duszy zagrało. To mozolny
proces myślowy, polegający głównie na odrzucaniu nadmiaru
kuszących pomysłów...
Porównałabym to do diety – każdy
wie, że wystarczy się zdrowo i niskokalorycznie odżywiać, żeby
pozbyć się nadmiaru kilogramów. Ale jakże trudno zrezygnować z
tego, co wprawia nas w euforię i jednocześnie sprawia, że rządzi
nami cięższa strona mocy...
Witam:) Bardzo dziękuję Pani za miłe słowa. Całkowicie się z Panią zgadzam. Książki pisane wyszukanym stylem, pełne zawiłości i niuansów znanych tylko autorowi - są trudne w odbiorze. Ponadto dzieci nie są łatwymi czytelnikami. Obserwując mojego dziewięcioletniego syna mogę to śmiało potwierdzić. Tymczasem syn "Miśka" pokochał. Chociaż jest to książeczka przeznaczona dla trochę starszych dzieci to poradził sobie z czytaniem (i co najważniejsze ze zrozumieniem treści) bez problemu. Na naszej półce czeka już "Misiek i świąteczne obżarstwo". Pozdrawiam serdecznie:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam sympatycznego fana Miśka. W najbliższym czasie pojawią się jeszcze dwa tomy przygód Michała - "Misiek i perfumowana Kiełbassa" oraz "Misiek i toksyczna smażalnia". A docelowo książeczek ma być pięć. Potem zobaczymy...
OdpowiedzUsuń