piątek, 18 października 2013

O tworzeniu, romansie i zemście

Potęga wyobraźni (zdj. Shrek) 



Każdy artysta ma kryzys twórczy. Pisarz celebruje wówczas przesiadywanie nad czystą kartką papieru albo przed nieskażonym literami monitorem komputera. Ładnie wygląda również szklaneczka whisky albo lampka martini stojąca obok. 
Tak, to wizja z pewnością bardziej atrakcyjna od wielu gotowych dzieł. Mówi bowiem o wielkich zmaganiach twórcy zarówno z samym sobą jak i z oporną materią sztuki.
Niestety, artystką nie jestem, bo kryzysy twórcze są mi obce. Jest tyle ciekawych historyjek do skonstruowania, tyle opowieści, których wymyślenie sprawia, że odrywamy się od rzeczywistości.

To cudowna zabawa. Szkoda, że nie mogę się jej poświecić bez reszty, zatopić się w niej na całe tygodnie i miesiące. Niestety, nazbierało się sporo różnych obowiązków i zobowiązań, które trzeba zrealizować i bujaniu w obłokach oddawać się tylko w wolnych chwilach.
Kiedy byłam studentką byłam przekonana, że pisarze dzielą się na dwie grupy – na tych, którzy przelewają na papier swój życiorys i ci, którzy piszą o swoich marzeniach. Ci pierwsi w sposób oczywisty narażeni są na problemy twórcze, bo kiedy w ich życiu pojawia się stabilizacja przestaje być ono interesującą materią twórczą. Marzenia natomiast mają niewyczerpany potencjał. Pewnego ranka chcesz być smokiem, wieczorem księżniczką, podczas jazdy miejskim autobusem przenosisz się do busa, który mknie po andyjskich serpentynach. Najprzyjemniejsze jest niewątpliwie przyjmowanie cudzego punktu widzenia, wtargnięcie do jego ciała i duszy, przejęcie jego idiolektu, gestów, prężenia mięśni. Kto z nas choć przez chwilę nie chciałby być Conanem Barbarzyńcą i muskularnym ramieniem nie przycisnąć różnego rodzaju paskudnych typów do muru?
Teraz jeszcze szczypta refleksji, filozoficznego uogólnienia, odrobina logicznej analizy i eliminacja niedorzeczności i treści banalnych, trochę czasu na przelanie tego na kartkę papieru i oto mamy dziełko, które bez wstydu można przeczytać.
Proces twórczy jest w zasadzie śmiesznie prosty.
Dlatego też dziwi mnie fakt, że półki w księgarniach uginają się od książek nieoryginalnych, naśladownictw, które mechanicznie powielają, to co było zabawą innych.
Współczuję tym autorom, którzy stracili radość oddawania się własnym marzeniom. Współczuję tym, których życie stało się, w ich mniemaniu, nudne.
A przecież niewiele trzeba. Zamiast na przykład oglądać wiadomości w telewizji, które niezmiernie rzadko bywają inspirujące, lepiej na przykład wyłączyć światło i w ciemności pomyśleć... może o szalonym romansie z kulturystą, o locie na paralotni albo o wyrafinowanej zemście, takiej, która sprawi komuś najwięcej bólu, uderzy w najczulszy punkt.
Potem wystarczy tylko dobrać odpowiednich bohaterów i pojawia się ciekawa historia.
Proces twórczy jest naprawdę banalny.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz