zdj. www.sciencelakes.com |
Ostatnio kupiłam
w Biedronce grę komputerową Assassin's Creed. Nie, nie na prezent .
Dla siebie. Postanowiłam spróbować empirycznie przekonać się, w
czym tkwi komputerowo-internetowe zło czyhające na umysły młodych
ludzi. Jak czytałam, gra o zabójcach uznawana jest za kultową.
Jest kultowa.
Kilka nocy przemykałam po dachach Jerozolimy, realizowałam sekretne
misje, walczyłam na miecze i uciekałam przed strażnikami.
Odlot? Zapewne dla
niektórych. W rzeczywistości było to nic innego jak wkroczenie do
tej sfery kultury, do której moje pokolenie, przynajmniej w
przypadku większości przedstawicieli, nie miało szansy wkroczyć w
charakterze aktywnego uczestnika.
Niestety, to co
nieznane przez wielu jest z góry negowane. I tak gry komputerowe
stały się dla wielu czymś na miarę futurystycznego diabelstwa,
które trzeba zwalczać.
Kiedy byłam
dzieckiem, pewien mądry ksiądz powiedział mi, że nie jest możliwe
unicestwienie zarówno dobra, jak i zła. Naszym zadaniem nie jest
walka ze złem, ale nabycie umiejętności wybierania dobra.
Tak samo jest z
grami komputerowymi. Zapewne jest sporo gier, które nie warte są
ułamka sekundy naszego życia. Są głupie, destrukcyjne, bazujące
na najniższych instynktach. Ale są też takie, które nas
wzbogacają, stają się ważnym elementem naszego rozwoju.
Gra o zabójcach z
czasów III krucjaty z pewnością należy do tych ostatnich.
Dlaczego? Założę się, że ogromna część dzieciaków, które w
nią grały zainteresowały się światem, którego dzieje mogły
aktywnie tworzyć. Dowiedziały się, że kiedyś były krucjaty, że
istnieli templariusze, a życie w średniowieczu trochę się różniło
od naszego. A to może być pierwszym krokiem do rozbudzenia
ciekawości, która prowokuje nas do bycia coraz bardziej światłymi.
Takie gry są
niewątpliwie wstępem do stworzenia nowego systemu edukacji, w
którym dziecko jest aktywnym uczestnikiem procesu poznawczego,
dzięki czemu zdobywa wiedzę bo chce, a nie musi.
A teraz zamknijmy
oczy i wyobraźmy sobie naszą rzeczywistość oświatową tworzoną
zgodnie z wiedzą i wyobrażeniami mojego pokolenia. Kładziemy przed
uczniem wielką, zakurzoną cegłę, pełną archaicznych słów,
których nikt dzisiaj nie używa, więc są niezrozumiałe. Opisów,
których umieszczenie w książce w czasach, kiedy każde dziecko
widziało pół świata dzięki telewizji i internetowi, wydaje się
absurdalne, postaci, których życie toczy się kilka razy wolniej
niż współczesnym uczniom.
A teraz wyobraźmy
sobie, że ten sam dzieciak może przemienić się w
średniowiecznego wojownika przemierzającego mroczne zaułki
Jerozolimy, poznać ówczesnych rzemieślników, rycerzy, książąt.
I stoczyć walkę na miecze jak superbohaterowie z filmów.
Cóż
możemy próbować, jak mistrz tai-chi z kawału stanąć na torach
naprzeciwko pędzącego ekspresu
Shinkansen
i próbować go zatrzymać siłą woli. Albo możemy do tego ekspresu
wsiąść i razem z dzieckiem znaleźć się w innym świecie.
Kończę, zostało
mi jeszcze parę misji w grze...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz