środa, 2 kwietnia 2014

Dlaczego dzieci nas nie rozumieją, czy raczej dlaczego my nie rozumiemy dzieci?


zdj. www.sciencelakes.com

Ostatnio kupiłam w Biedronce grę komputerową Assassin's Creed. Nie, nie na prezent . Dla siebie. Postanowiłam spróbować empirycznie przekonać się, w czym tkwi komputerowo-internetowe zło czyhające na umysły młodych ludzi. Jak czytałam, gra o zabójcach uznawana jest za kultową.

Jest kultowa. Kilka nocy przemykałam po dachach Jerozolimy, realizowałam sekretne misje, walczyłam na miecze i uciekałam przed strażnikami.
Odlot? Zapewne dla niektórych. W rzeczywistości było to nic innego jak wkroczenie do tej sfery kultury, do której moje pokolenie, przynajmniej w przypadku większości przedstawicieli, nie miało szansy wkroczyć w charakterze aktywnego uczestnika.
Niestety, to co nieznane przez wielu jest z góry negowane. I tak gry komputerowe stały się dla wielu czymś na miarę futurystycznego diabelstwa, które trzeba zwalczać.
Kiedy byłam dzieckiem, pewien mądry ksiądz powiedział mi, że nie jest możliwe unicestwienie zarówno dobra, jak i zła. Naszym zadaniem nie jest walka ze złem, ale nabycie umiejętności wybierania dobra.
Tak samo jest z grami komputerowymi. Zapewne jest sporo gier, które nie warte są ułamka sekundy naszego życia. Są głupie, destrukcyjne, bazujące na najniższych instynktach. Ale są też takie, które nas wzbogacają, stają się ważnym elementem naszego rozwoju.
Gra o zabójcach z czasów III krucjaty z pewnością należy do tych ostatnich. Dlaczego? Założę się, że ogromna część dzieciaków, które w nią grały zainteresowały się światem, którego dzieje mogły aktywnie tworzyć. Dowiedziały się, że kiedyś były krucjaty, że istnieli templariusze, a życie w średniowieczu trochę się różniło od naszego. A to może być pierwszym krokiem do rozbudzenia ciekawości, która prowokuje nas do bycia coraz bardziej światłymi.
Takie gry są niewątpliwie wstępem do stworzenia nowego systemu edukacji, w którym dziecko jest aktywnym uczestnikiem procesu poznawczego, dzięki czemu zdobywa wiedzę bo chce, a nie musi.
A teraz zamknijmy oczy i wyobraźmy sobie naszą rzeczywistość oświatową tworzoną zgodnie z wiedzą i wyobrażeniami mojego pokolenia. Kładziemy przed uczniem wielką, zakurzoną cegłę, pełną archaicznych słów, których nikt dzisiaj nie używa, więc są niezrozumiałe. Opisów, których umieszczenie w książce w czasach, kiedy każde dziecko widziało pół świata dzięki telewizji i internetowi, wydaje się absurdalne, postaci, których życie toczy się kilka razy wolniej niż współczesnym uczniom.
A teraz wyobraźmy sobie, że ten sam dzieciak może przemienić się w średniowiecznego wojownika przemierzającego mroczne zaułki Jerozolimy, poznać ówczesnych rzemieślników, rycerzy, książąt. I stoczyć walkę na miecze jak superbohaterowie z filmów.

Cóż możemy próbować, jak mistrz tai-chi z kawału stanąć na torach naprzeciwko pędzącego ekspresu Shinkansen i próbować go zatrzymać siłą woli. Albo możemy do tego ekspresu wsiąść i razem z dzieckiem znaleźć się w innym świecie.
Kończę, zostało mi jeszcze parę misji w grze...






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz