poniedziałek, 28 października 2013

Nagrody i mity



Śledziłam ostatnio dyskusję zainicjowaną przez Małgorzatę Kalicińską dotyczącą kryterium przyznawania nagród literackich. Czy rzeczywiście nagradzane są książki mroczne i trudne a niedoceniane utwory, które mogą dać chwilę radości czytelnikowi?

Jest sporo mitów związanych z oceną literatury. Pierwszy to twierdzenie, że jak coś się łatwo czyta, to jest słabe i płytkie.
Jak się ten mit narodził? Proste, od literatury oczekujemy, że jest mądrzejsza od nas i dzięki niej się doskonalimy, wchodzimy na wyższy szczebel wtajemniczenia. Jeśli więc książka zawiera naprawdę odkrywczą treść, a przemknęliśmy przez nią niczym Shinkansen i zrozumieliśmy każde słowo, zdanie i myśl, to doszliśmy do wniosku, że to książka na niższym poziomie niż my sami. Natomiast kiedy akapity puchną od skomplikowanych wywodów, których zrozumienie wymaga ogromnej koncentracji lub w ogóle jest niemożliwe, to choćby nie miały w sobie żadnej myśli, na wszelki wypadek, żeby nie wyjść na ignorantów, uznamy ten utwór za godny uwagi.
Gdyby tylko czytelnik wiedział, jakiego wysiłku wymaga pisanie książki w taki sposób, żeby się ją czytało łatwo, szybko i przyjemnie. Jednym słowem, żeby książka łączyła atrakcyjną intelektualnie treść i przyjazną dla czytelnika formę. To najwyższy stopień pisarskiego wtajemniczenia. Autor, który ten stopień osiągnął musi mieć wysoki iloraz inteligencji i błyskotliwość, zdolność analitycznego myślenia, niezwykłe wyczucie słowa, słuch muzyczny, niezwykłą spostrzegawczość, ogromną kreatywność i odrobinę plastycznej wyobraźni. O sporej wiedzy ogólnej nie ma co wspominać.
Pisarzy, którzy posiedli wszystkie te cechy jest niewielu.

Mit drugi – mylenie łatwości czytania z łatwością pisania. Nie wiem czemu, ale nawet na studiach polonistycznych prowadzący zajęcia często mówili o autorach książek przyjaznych dla czytelnika, że mieli „łatwość” pisania. Jednocześnie „łatwość pisania”, co tu dużo mówić kojarzy się z grafomanią. Grafoman czyli człowiek, który siada i pisze, bo lubi, bo czuje taką potrzebę. Nie ma większego znaczenia natomiast co pisze. Potrafi wyprodukować kilkanaście stron dziennie, ale nie jest w stanie mieć nad swoją twórczością intelektualnej kontroli.
Zapewne są genialni pisarze, którzy łączą łatwość pisania z przekazywaniem ważnych treści. Był przecież Mozart, który usiadł, poskrobał coś na pięciolinii i już miał arcydzieło.
Większość jednak nawet genialnych twórców, z Leonardem da Vinci na czele, swoje dzieła doskonalili dość mozolnie. Książki łatwe do przeczytania, a przy tym zawierające jakąś treść powinny niewątpliwie być pod szczególną ochroną krytyków, bo to okazy niezmiernie rzadkie.

Mit trzeci – wielkie utwory muszą mieć odpowiednia tematykę. Pamiętam jak pewien filmowiec radził mi jak napisać scenariusz, który ma szansę się przebić. Trzeba było znaleźć jakieś niszowe środowisko – dajmy na to Amiszów, osoby cierpiące na rzadką chorobę, transwestytów itd. Potem trzeba wymyślić jakiś konflikt. Może być między nimi samymi albo między nimi a światem i już mamy film z potencjałem na nagrody. „Egzotyczne” tło daje wrażenie oryginalności i łatwo przyjmujemy, że takie dzieło ma walory poznawcze. Co z tego, że reszta to powielanie schematów. Wrażenie jest najważniejsze.
A jak jest w rzeczywistości? Myślę, że czytelnicy najbardziej kochają takie książki, w których odnajdują samych siebie. Swoje marzenia i problemy.

Mit czwarty – dobra, atrakcyjna twórczość zawsze się przebije, trzeba pomagać twórczości wartościowej, lecz mniej atrakcyjnej dla odbiorcy.
Żyjemy w czasach, kiedy trzy bogate wydawnictwa przy pomocy agresywnej promocji są w stanie zdominować rynek książki zalewając go np. powieściami kupowanymi w pakietach u zagranicznych agentów literackich. Czytelnicy nie mają żadnej szansy, żeby dowiedzieć się, że istnieje rodzimy autor, który ma coś do powiedzenia w atrakcyjnej literacko formie.
Coraz mniej redaktorów potrafi ocenić potencjał dzieła, zaś wielu pozostałych boi się jakiegokolwiek ryzyka, więc woli wydać setne naśladownictwo jakiegoś przeboju wydawniczego, o którym czytelnicy zapomną za dwa miesiące, niż książkę trochę inną, która może jednak być spełnieniem marzeń wydawcy i autora – dziełem, do którego czytelnik wraca wielokrotnie, za każdym razem znajdując coś nowego.
Pisarskim sukcesem rządzi dziś przypadek i kaprys decydenta.

Ten czwarty mit bywa mitem założycielskim wielu nagród literackich. Tylko jedna nagroda, chyba najważniejsza wykracza poza wszelkie kryteria i regulaminy. To zadowolenie czytelnika wypływające z lektury książki. To nadaje sens temu co robi pisarz. Nagroda przyznawana nawet przez wybitnych krytyków nie ma takiej magicznej mocy. Pani Małgorzata Kalicińska już taką nagrodę otrzymała. Laureaci konkursów często tylko o niej marzą.


1 komentarz:

  1. Myślę , że konkluzja w ostatnim akapicie wystarczy za mój komentarz. Mądre słowa i przede wszystkim prawdziwe.

    OdpowiedzUsuń