Jestem osobą staroświecką. Nie
rozumiem modnego obecnie celebryckiego podejścia do literatury. To
okropne, kiedy ważne się staje, jak dużo autor ostatnio zrzucił
kilogramów, ile razy się rozwodził, ilu ma znajomych w wielkim
świecie.
Jestem absolwentką szacownego
Uniwersytety Jagiellońskiego. To właśnie tamtejsi badacze
literatury zaszczepili we mnie przekonanie, że życiorys autora nie
może wpływać na odbiór dzieła literackiego. Właściwie pisząc
o tym gdzie studiowałam podaję informację, która może zmienić
nastawienie odbiorcy do książki. Inaczej odbieramy utwór napisany
przez absolwenta uniwersytetu, inaczej wykreowany przez na przykład
kierowcę...
Uważam, że treść książki powinna
być ważniejsza od autokreacji autora. Dlatego z założenia
pozostaję w cieniu własnych utworów. Niech bronią się same. Nie
muszą odnosić oszałamiających sukcesów, wystarczy, że komuś
sprawią radość.
Cierpliwość to moja najlepsza
przyjaciółka. Wszystko w moim życiu pojawiało się z opóźnieniem.
Późno zostałam mamą, późno zrozumiałam, co naprawdę jest dla
mnie ważne. Dzisiaj numerem jeden jest dziecko, potem spokój ducha,
następnie kwiatki rosnące pod oknem i suszące się na sznurku w
kuchni pospolite zioła, które uprawiam w ogródku i zbieram po polach. Pisanie książek pomaga zachować spokój
ducha, sprzyja też wyrobieniu w dziecku nawyku czytania. Co ma dla
mnie duże znaczenie, bo nie znosi tradycyjnej literatury dla dzieci.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz