Potęga wyobraźni (zdj. Shrek) |
Każdy
artysta ma kryzys twórczy. Pisarz celebruje wówczas przesiadywanie
nad czystą kartką papieru albo przed nieskażonym literami
monitorem komputera. Ładnie wygląda również szklaneczka whisky
albo lampka martini stojąca obok.
Tak,
to wizja z pewnością bardziej atrakcyjna od wielu gotowych dzieł.
Mówi bowiem o wielkich zmaganiach twórcy zarówno z samym sobą jak
i z oporną materią sztuki.
Niestety,
artystką nie jestem, bo kryzysy twórcze są mi obce. Jest tyle
ciekawych historyjek do skonstruowania, tyle opowieści, których
wymyślenie sprawia, że odrywamy się od rzeczywistości.
To
cudowna zabawa. Szkoda, że nie mogę się jej poświecić bez
reszty, zatopić się w niej na całe tygodnie i miesiące. Niestety,
nazbierało się sporo różnych obowiązków i zobowiązań, które
trzeba zrealizować i bujaniu w obłokach oddawać się tylko w
wolnych chwilach.
Kiedy
byłam studentką byłam przekonana, że pisarze dzielą się na dwie
grupy – na tych, którzy przelewają na papier swój życiorys i
ci, którzy piszą o swoich marzeniach. Ci pierwsi w sposób
oczywisty narażeni są na problemy twórcze, bo kiedy w ich życiu
pojawia się stabilizacja przestaje być ono interesującą materią
twórczą. Marzenia natomiast mają niewyczerpany potencjał. Pewnego
ranka chcesz być smokiem, wieczorem księżniczką, podczas jazdy
miejskim autobusem przenosisz się do busa, który mknie po
andyjskich serpentynach. Najprzyjemniejsze jest niewątpliwie
przyjmowanie cudzego punktu widzenia, wtargnięcie do jego ciała i
duszy, przejęcie jego idiolektu, gestów, prężenia mięśni. Kto
z nas choć przez chwilę nie chciałby być Conanem Barbarzyńcą i
muskularnym ramieniem nie przycisnąć różnego rodzaju paskudnych
typów do muru?
Teraz
jeszcze szczypta refleksji, filozoficznego uogólnienia, odrobina
logicznej analizy i eliminacja niedorzeczności i treści banalnych,
trochę czasu na przelanie tego na kartkę papieru i oto mamy
dziełko, które bez wstydu można przeczytać.
Proces
twórczy jest w zasadzie śmiesznie prosty.
Dlatego
też dziwi mnie fakt, że półki w księgarniach uginają się od
książek nieoryginalnych, naśladownictw, które mechanicznie
powielają, to co było zabawą innych.
Współczuję
tym autorom, którzy stracili radość oddawania się własnym
marzeniom. Współczuję tym, których życie stało się, w ich
mniemaniu, nudne.
A
przecież niewiele trzeba. Zamiast na przykład oglądać wiadomości
w telewizji, które niezmiernie rzadko bywają inspirujące, lepiej
na przykład wyłączyć światło i w ciemności pomyśleć... może
o szalonym romansie z kulturystą, o locie na paralotni albo o
wyrafinowanej zemście, takiej, która sprawi komuś najwięcej bólu,
uderzy w najczulszy punkt.
Potem
wystarczy tylko dobrać odpowiednich bohaterów i pojawia się
ciekawa historia.
Proces
twórczy jest naprawdę banalny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz