sobota, 1 czerwca 2013

Misiek i perfumowana Kiełbassa - fragment

Misiek i perfumowana Kiełbassa

Początek

Łaaa – wyrzucił z siebie Misiek wpychając twarz w poduszkę.
Odgłosy dochodzące z pokoju chłopca nie pozostały bez echa. Z korytarza dobiegł odgłos kroków i po chwili drzwi się otwarły i stanęła w nich mama.
Co znów nabroiłeś? – zapytała.
Łaa – tym razem dźwięki wydobywające się z gardła Miśka zabrzmiały jak jęknięcie.
Przetłumacz mi to "ła" na bardziej ludzki język – zażądała mama.
Nie chce mi się z nikim gadać – wyrzucił z siebie mały smakosz.
Jak nie chcesz gadać, to nie masz prawa wyć jak kojot do Księżyca – wzruszyła ramionami mama.
Nikt mi nie zabroni wyć, to zew natury – oznajmił.
W naturze chłopcy nie wyją – nie zgodziła się z nim mama. – Chyba że...
Co chyba że? – wszedł jej w słowo chłopiec.
Odkryli, że są wilkołakami – mama nie mogła powstrzymać śmiechu.
Tak, żartuj sobie ze mnie, a ja cierpię – w jego glosie można było wyczuć pretensję.
Może byś mi opowiedział o tym cierpieniu w kuchni – zaproponowała. – Właśnie ugotowałam fasolkę po bretońsku...

To mi nie pomoże... – w jego spojrzeniu pojawiło się coś na kształt niezdecydowania.
Jest też deser... – kusiła mama. – Fondue z czekolady z płatkami migdałowymi...
Nic nie przejdzie mi przez gardło – rzucił trochę bez przekonania.
Weź pod uwagę te ogromne ilości szczęścia, które uwolni w tobie czekolada – mama nie dawała za wygraną.
No dobrze, może zjem parę kęsów, ale gadał nie będę! – Misiek zwlókł się z łóżka i ruszył w stronę kuchni.
Po chwili siedzieli naprzeciw siebie przy stole. Chłopiec bez większego entuzjazmu mieszał łyżką fasolkę w talerzu.
Wiesz... – powiedział niespodziewanie. – Życie jest jak ta fasolka po bretońsku. Przez pięć minut jesteś w smakowym niebie, a potem godzinami trzeba cierpieć. No i ten wstyd...
Aż tak źle? – zapytała mama.
Gorzej – westchnął Misiek. – I to nieprawda, że zemsta lepiej smakuje na zimno. Ona jest...
Pewnie też jak fasolka po bretońsku – weszła mu w słowo mama.
Skąd wiesz? – zdziwił się Misiek.
Mama skrzywiła się.
Też jestem tylko człowiekiem. – powiedziała. – Kiedyś przychodził do biura taki jeden pan, który był wyjątkowo... Jakby to powiedzieć... Zajmował nam dużo czasu. W końcu ustaliłyśmy, że schowamy jego papiery na spód, żeby trochę poczekał. Byłyśmy takie szczęśliwe, że się zemściłyśmy. Kilka dni później wezwał nas do siebie kierownik i mówi, że przyszedł list od tego pana. Aż się nam zimno zrobiło. A szef czyta, że ten pan jest nam stokrotnie wdzięczny, bo on już ma taki trudny charakter i we wszystkich urzędach mają go dosyć, a my jesteśmy jak anioły, które traktują go z dużym zrozumieniem.
Musiało ci być głupio – pokiwał głową chłopiec.
Do dziś się wstydzę – westchnęła mama. – Załatwiłyśmy jego sprawę błyskawicznie.
Misiek wydął wargi.
Ja niestety niczego już nie mogę naprawić... – powiedział.

6 komentarzy:

  1. Pani Aniu - uwielbiam Miśka :)

    "Życie jest jak ta fasolka po bretońsku. Przez pięć minut jesteś w smakowym niebie, a potem godzinami trzeba cierpieć." :) - Misiek ma extra powiedzonka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama zastanawiam się skąd Miśkowi te pomysły przychodzą do głowy. Pewnie naoglądał się Foresta Gumpa ;).

      Usuń
    2. Haha, ten cytat mnie rozbroił. ;) Świetnie pani Aniu, oby tak dalej! :)

      Usuń
    3. Dziękuje za miłe opinie! To jest bardzo motywujące!

      Usuń
  2. Kolejna super książka:) Misiek jest the best. Kultowa postać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miśka pisałam "sercem". Jest bohaterem całkowicie wyimaginowanym. Więc tym milsze są memu serca te słowa. Nie wzorowałam się na żadnym znanym mi dziecku. A jako ciekawostkę mogę podać fakt, ze np. moje dziecko jest niejadkiem.

      Usuń